Ten prosty sposób na modlitwę św. Josemaria Escriva zalecał każdemu

Szukasz dobrego sposobu na modlitwę? Chcesz się pomodlić, ale nie wiesz od czego zacząć? Metoda modlitwy, której uczył św. Josemaria Escriva może przydać się również i tobie.

(1) Po pierwsze: po prostu przyznaj się do tego, że nie potrafisz się modlić

Nigdy mnie nie nużyło i z pomocą Bożą nie będzie mnie nużyć mówienie o modlitwie. Kiedy w latach trzydziestych przychodzili do mnie, młodego kapłana, ludzie wszelkich stanów – lu­dzie nauki i robotnicy, zdrowi i chorzy, bogaci, ubodzy, kapłani i świeccy – chcąc lepiej naślado­wać Pana, radziłem im zawsze: „Módlcie się!”. A jeśli ktoś mi odpowiadał: „Nie wiem nawet, jak zacząć“, zalecałem mu, by stanął w obecności Bożej i wypowiedział przed Nim swój niepokój, swoje zgnębienie za pomocą tej samej skargi: „Panie, nie umiem się modlić!”. Wielokrotnie z tego pokornego zwierzenia wyrosła zażyłość z Chrystusem, zaczęła się stała rozmowa z Nim. Minęło wiele lat, ale nie poznałem żadnej innej recepty. Jeśli uważasz się za nieprzygotowanego do modlitwy, zbliż się do Jezusa, jak zbliżali się Jego uczniowie: Panie, naucz nas modlić się [Łk 11,1]. Do­świadczysz wówczas, jak Duch Święty przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowa­mi [Rz 8, 26], gdyż nie ma sposobu na opisanie ich głębi.

“Jakąż moc musi w nas stwarzać Słowo Boże! Przez wszystkie lata mego kapłaństwa ciągle i niestrudzenie powtarzałem i powtarzam tę radę, która nie jest bynajmniej moim wymysłem. Jest ona wzięta z Pisma Świętego, tam się jej nauczyłem: „Panie, nie umiem się zwracać do Ciebie! Panie, naucz nas się modlić!”. I wówczas otrzymujemy wielką, miłosierną pomoc – światło, ogień, porywi­sty wiatr – Ducha Świętego, który zapala płomień zdolny do wzniecania pożarów miłości” – św. Josemaria Escriva

(2) Po drugie: zacznij rozmawiać z Bogiem jak z żywą osobą, w zaufaniu mów Mu o wszystkim co nosisz w sercu

Wkroczyliśmy już na drogę modlitwy. Ale jak iść naprzód? Zapewne zauważyliście, że wielu ludzi, mężczyzn i kobiet, zdaje się z upodobaniem rozmawiać z samym sobą i słuchać się z zadowoleniem. Potok słów, niestrudzony monolog skon­centrowany na nurtujących ich problemach, który nie prowadzi jednak do ich rozwiązania. Mogłoby się wydawać, że ludźmi tymi kieruje jedynie chorobliwe pragnienie wzbudzenia współczucia lub podziwu, i nic poza tym. Kiedy rzeczywiście chcemy otworzyć w pro­stocie i szczerości swoje serce, aby mu ulżyć, szu­kamy rady ludzi, którzy nas kochają i rozumieją. Rozmawiamy z ojcem, matką, z żoną, mężem, bratem, z przyjacielem. Wówczas nawiązujemy już dialog, chociaż często zależy nam raczej na tym, aby zostać wysłuchanym, aniżeli słuchać kogoś. Zależy nam na wypowiedzeniu tego, co leży nam na sercu. Zacznijmy postępować tak samo wobec Boga, mając pewność, że On nas wysłucha i odpowie nam. Skierujmy uwagę na Niego i otwórzmy naszą duszę w pokornej roz­mowie, mówmy Mu w zaufaniu o wszystkim, co nosimy w myślach i w sercu: o naszych rado­ściach, smutkach, nadziejach, rozczarowaniach, sukcesach i porażkach, a także o naszych najdrobniejszych codziennych sprawach. Doświad­czyliśmy bowiem, że wszystko to interesuje na­szego Ojca Niebieskiego.

(3) Po trzecie: nigdy nie odkładaj modlitwy na później

Zwalczajcie w zarodku wszelkie lenistwo oraz fałszywą myśl, że modlitwa może poczekać. Nie odkładajmy nigdy na jutro pójścia do źródła łaski. Teraz jest właściwa chwila. Bóg jest miłościwym obserwatorem całego naszego dnia, prowadzi naszą intymną modlitwę.

(4) Po czwarte: kluczem jest zaufanie Bogu jak przyjacielowi

Musimy Mu zaufać, jak ufamy bratu, przyjacielowi, ojcu. Powiedz Mu – jak ja Mu to teraz mówię – że cały jest samą Wielkością, cały samą Dobrocią, cały samą Miłością. I dodaj: „Dlatego chcę Cię, Boże, miłować z całego serca, pomimo mego nieokrzesania, mimo tych moich biednych rąk ubrudzonych kurzem tego świata”.

W ten właśnie sposób, prawie nieświadomie, będziemy stąpać po śladach Bożych krokiem zdecydowanym i mocnym. Odczujemy głęboko w naszych sercach, że gdy się jest blisko Pana, słodkimi stają się także ból, wyrzeczenie, cierpie­nie. Jaką siłę daje dziecku Bożemu takie silne po­czucie bliskości Ojca! Dlatego – cokolwiek się stanie – jestem silny i bezpieczny przy Tobie, Pa­nie i Ojcze mój, który jesteś moją skałą i mocą [2 Sm 22,2].

(5) Po piąte: w każdej sytuacji staraj się być przy Bogu, ponieważ w każdej sytuacji Bóg jest przy tobie

Niektórym z was to, o czym mówimy, jest do­brze znane. Dla innych – nowe. Dla wszystkich – wymagające. Ale dopóki żyję, nie przestanę gło­sić, że absolutną koniecznością jest to, abyśmy byli ludźmi modlitwy. Modlić trzeba się nie­ustannie! W każdej sytuacji, w najróżniejszych okolicznościach, ponieważ Bóg nigdy nas nie opuszcza. Nie jest postawą chrześcijańską ucieka­nie się do przyjaźni z Bogiem jedynie w ostatecz­ności. Czy możemy uważać za coś normalnego ignorowanie i zapominanie o osobach, które ko­chamy? Oczywiście, nie. Ku tym, których kocha­my, nieustannie kierują się nasze słowa, nasze pragnienia, nasze myśli. Oni są dla nas stale obecni. Tak też właśnie winno być z Bogiem.
Jeśli wciąż będziemy szukać Boga, cały nasz dzień przemieni się w jedną zażyłą i ufną z Nim rozmowę. Głosiłem to i pisałem tyle razy, lecz nie waham się powtórzyć raz jeszcze: Pan nasz prze­konuje nas swoim przykładem, że na tym polega właściwe odnoszenie się do Ojca – na stałej mo­dlitwie, od rana do wieczora, od wieczora do rana. Kiedy wszystko się udaje, mów: „Dzięki Ci, mój Boże!”. Kiedy przychodzi trudna chwila, powtarzaj: „Panie, nie opuszczaj mnie!“. I ten Bóg, cichy i pokorny sercem [Mt 11,29], nie zignoruje naszych bła­gań, ani też nie pozostanie wobec nich obojętny, gdyż sam powiedział: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam [Łk 11,9].

Zapamiętaj: pierwszym odruchem powinno być zawsze zwrócenie się do Boga

Starajmy się więc nigdy nie tracić z oczu rze­czywistości nadprzyrodzonej. W tle każdego wydarzenia upatrywać Boga, zarówno w rzeczach przyjemnych, jak i nieprzyjemnych, w chwili ukojenia, ale i wtedy, gdy jesteśmy niepocieszeni po śmierci umiłowanej osoby. Twoim pierwszym odruchem winna być zawsze rozmowa z twoim Ojcem – Bogiem, szukanie Pana w głębi twej du­szy. Nie możemy traktować modlitwy jako cze­goś małego i nieważnego, gdyż jest ona jasnym znakiem aktywnego życia wewnętrznego, praw­dziwego dialogu miłości. Praktyka stałej modli­twy, która winna być dla chrześcijanina tak natu­ralna, jak bicie serca, nie może prowadzić do nie­ładu psychicznego.


Rady pomocne w zachowaniu ducha modlitwy

W ciągu dnia zatroszcz się o czas przeznaczony wyłącznie dla Boga

Niechaj w ciągu naszego dnia nie brakuje chwil, w których w sposób szczególny zwracamy się do Boga, wznosimy ku Niemu nasze myśli. Chwil, kiedy na naszych ustach nie muszą nawet pojawiać się słowa, ponieważ wyśpiewuje je na­sze serce. Poświęćmy tej pobożnej praktyce do­stateczną ilość czasu. Jeżeli to możliwe, czyńmy to o stałej godzinie w ciągu dnia – przed Taberna­kulum, blisko Tego, który się w nim zamknął dla nas z Miłości. Jeśli jednak nie jest to możliwe, możemy modlić się wszędzie, ponieważ Bóg w sposób niewysłowiony obecny jest w duszy pozostającej w łasce. Radzę ci jednak, w miarę możliwości, iść do oratorium – umyślnie nie używam tu słowa „kaplica”, żeby jasno podkre­ślić, iż nie chodzi tu o miejsce do uroczystych ceremonii, lecz o wzniesienie duszy w skupieniu i żarliwości do Nieba, z przekonaniem, że Jezus Chrystus nas widzi, słyszy, oczekuje. Z Taberna­kulum, gdzie jest w sposób rzeczywisty obecny, ukryty pod sakramentalnymi postaciami, prze­wodzi naszemu spotkaniu z Nim.


Troszcz się o realizację Bożych postanowień, nie swoich, a znajdziesz pokój

Każdy z was, jeśli zechce, znajdzie właściwy dla siebie sposób rozmowy z Bogiem. Nie lubię mówić o metodach arii formułach, gdyż nigdy nie byłem zwolennikiem nakładania gorsetów. Szanując każdego człowieka takim, jakim jest, z jego indywidualnością, starałem się zachęcać wszyst­kich, by zbliżali się do Pana. Proście Go, by wprowadził swe zamierzenia w nasze życie. Nie tylko w nasze myśli, lecz w głąb naszych serc i całej działalności. Zapewniam was, że w ten sposób zaoszczędzicie sobie wielu rozczarowań i smutków spowodowanych egoizmem. Poczujecie się na siłach, by szerzyć dobro w swoim oto­czeniu. Ileż przeciwności znika, kiedy oddajemy się całkowicie w ręce Boga, który nigdy nas nie opuszcza! W różny sposób przejawia się ta miłość Jezusa do swoich dzieci: do kalekich, chorych… On zapytuje: „Co cię boli?”. Odpowiadamy: „Boli mnie to i to”. I natychmiast przychodzi światło, albo przynajmniej ukojenie i pokój.


Przeżywasz trudności? Módl się o wewnętrzną przemianę

Kiedy zachęcam cię do tych intymnych spo­tkań z Nauczycielem, w sposób szczególny mam na myśli twoje osobiste trudności. Większość z nich na drodze do naszego szczęścia rodzi się z bardziej lub mniej ukrytej pychy. Uważamy samych siebie za ludzi szczególnie wartościo­wych i uzdolnionych, a kiedy inni tak nie sądzą, czujemy się upokorzeni. Jest to dobra okazja, by uciec się do modlitwy, z myślą o wewnętrznej przemianie, z przekonaniem, że nigdy nie jest za późno na zmianę kierunku. Trzeba jednak zacząć tę przemianę możliwie jak najszybciej. Dzięki modlitwie, z pomocą łaski Bożej pycha zamieni się w pokorę. Wówczas budzi się w du­szy prawdziwa radość, nawet jeśli na skrzydłach spostrzegamy ciągle błoto naszej nędzy. Później, dzięki umartwieniom, odpadnie ono i będziemy mogli wznieść się wysoko, podtrzymywani sprzyjającym wiatrem miłosierdzia Bożego.


Szczęście ukryte jest w zaparciu się siebie

Spójrzcie: Pan pragnie poprowadzić nas cu­downym rytmem, Boskim i ludzkim, który wyra­ża się w dającym szczęście samozaparciu, w rado­ści doświadczonej cierpieniem, w zapomnieniu o samym sobie. Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie [Mt 16, 24]. Radę tę słyszeliśmy wszy­scy. Powinniśmy się teraz zdecydować, aby sto­sować ją naprawdę, aby Pan mógł posługiwać się nami. Byśmy rzuceni na wszystkie rozstaje dróg tego świata – a sami zanurzeni w Bogu – byli solą, zaczynem, światłem. Tak, winniście być zanurze­ni w Bogu, by świecić, by dodawać smaku, by powodować wzrost i ferment.

Unikaj niebezpiecznej pokusy przypisywania sobie dobra, które czynisz

Ale nie zapomnij, że nie my stwarzamy to światło – my je jedynie odbijamy. To nie my zbawiamy dusze, skłaniając je do czynienia dobra. Jesteśmy tylko narzędziami, bardziej lub mniej przydatnymi, zbawczych zamiarów Bożych. Gdybyśmy kiedyś pomyśleli, że dobro, które czy­nimy, jest naszym dziełem, powróciłaby pycha jeszcze bardziej zdradliwa niż przedtem. Sól utra­ciłaby smak, zaczyn uległby zepsuciu, a światło rozmyłoby się we mgle.


Zrozum, że życie może być nieprzerwaną rozmową z Bogiem

Przez trzydzieści lat mego kapłaństwa nie­ustannie kładłem nacisk na potrzebę modlitwy i możliwość przemiany całego naszego życia w nieprzerwaną rozmowę z Bogiem. Pytano mnie czasem, czy to rzeczywiście jest możliwe. Tak, jest możliwe. Nasze zjednoczenie z Bogiem nie wyłą­cza nas ze świata, w którym żyjemy, nie zamienia nas w istoty obce światu, obojętne wobec tego, co się wokół nich dzieje.
Skoro Bóg nas stworzył, skoro nas odkupił, skoro nas kocha do tego stopnia, że wydał za nas swego Jednorodzonego Syna [por. J 3,16], skoro czeka na nas – codziennie – jak ojciec w przypowieści cze­kał na swego marnotrawnego syna [por. Łk 15, 11-32 ], to jakże miałby nie pragnąć, byśmy odpowiedzieli Mu całą naszą miłością? Byłoby rzeczą raczej dziwną nie rozmawiać z Bogiem, odwracać się od Niego, zapominać o Nim i rozpłynąć się w działaniach, które zamykają nas na nieustanne impulsy łaski.


Naśladujesz innych? Naśladuj więc Chrystusa

Zauważcie ponadto, że nikt nie jest wolny od skłonności do naśladowania innych. Czynimy to świadomie lub podświadomie. Czy mamy zatem odrzucić wezwanie do naśladowania Jezusa? Każdy dąży do stopniowego utożsamiania się z kimś, kogo podziwia; z kimś, kogo uważa za wzór dla siebie. Nasz sposób postępowania zale­ży od tego, jaki przyjęliśmy ideał. Naszym nauczycielem jest Chrystus – Syn Boży, Druga Oso­ba Trójcy Przenajświętszej. Naśladując Chrystusa, osiągamy przedziwną możliwość uczestniczenia w tym nurcie miłości, który jest treścią tajemnicy Boga Trójjedynego.


Nie bój się zwracać o pomoc do Świętych, jeśli sam nie masz siły by iść za Jezusem

Jeżeli czasami nie czujecie się na siłach, by iść śladami Jezusa Chrystusa, rozmawiajcie przyjaźnie z tymi, którzy byli z Nim blisko, kiedy prze­bywał na ziemi. Na pierwszym miejscu z Maryją, która Go nam przyniosła, a także z Apostołami. A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon [Bo­gu] w czasie święta byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilej­skiej, i prosili go mówiąc: „Panie, chcemy ujrzeć Jezu­sa”. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi [J 12, 20-22]. Czy nie jest to dla nas zachętą? Owi cudzoziemcy nie odważają się sami stanąć przed Nauczycielem, szu­kają więc wstawiennictwa.


Nie bój się swoich grzechów

Myślisz, że twoje grzechy są tak liczne, że Pan nie będzie mógł cię wysłuchać? Mylisz się. Jego serce pełne jest miłosierdzia. Jeżeli pomimo tej pocieszającej prawdy przytłacza cię twoja nędza, przystąp do Pana jak celnik [Łk 18,13]: „Panie, oto jestem. Zrób ze mną, co zechcesz!”. Przypomnijcie sobie opowieść św. Mateusza o tym, jak przed Jezusem stawiają paralityka. Ów chory nie mówi nic, tylko przebywa w obecności Boga. A Chrystus, wzru­szony skruchą, wzruszony cierpieniem tego człowieka, który wie, że na nic nie zasługuje, na­tychmiast reaguje ze zwyczajnym sobie miłosier­dziem: Ufaj, synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy [Mt 9,2].

Czerp siłę i naukę z obecności przy Panu w ewangelicznych scenach

Radzę ci, abyś w swojej modlitwie włączał sa­mego siebie do scen Ewangelii, jakbyś był jeszcze jednym z uczestników wydarzeń. Najpierw wy­obraź sobie daną scenę lub tajemnicę, która po­służy ci, aby się skupić i rozważać. Następnie rozważaj jakiś szczególny rys w życiu Nauczy­ciela. Myśl o Jego miłosiernym Sercu, Jego poko­rze, Jego czystości, o tym, jak pełni Wolę Ojca. Potem opowiedz Mu, co się z tobą dzieje, o pro­blemach, które cię nurtują w tej chwili, o swoich trudnościach. Bądź uważny, gdyż może Pan chce ci coś powiedzieć i odczujesz wewnętrzne poruszenie. Uświadomisz sobie pewne rzeczy, a może też usłyszysz upomnienie.


Szukaj porównań, patrz szerzej i stawiaj pytania, aby dobrze zrozumieć ewangeliczne prawdy

Aby utorować drogę modlitwie, mam zwyczaj – może to również dla kogoś z was okaże się po­mocne – materializowania niejako nawet tego, co jest najbardziej duchowe. To samo czynił też nasz Pan. Lubił nauczać, posługując się przypowie­ściami zaczerpniętymi ze środowiska, w którym żyli Jego słuchacze. Mówił o pasterzu i owcach, o krzewie winnym i latoroślach, o łodziach i sie­ciach, o ziarnach, które siewca wrzuca w ziemię…

Siewcy

Do naszej duszy wpadło Słowo Boże. Jaką przygotowaliśmy mu glebę? Czy kamienistą? Czy pełną cierni? A może nasza dusza jest miejscem zdeptanym przez nadmiar działań czysto ludzkich, małych i niskich? „Panie, spraw, abym był glebą dobrą, żyzną, otwartą na deszcz i słońce. Spraw, niech wzejdzie na niej Twe ziarno. Niech wyda dorodne kłosy, obfite plony”.

Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami [J 15,5]. Nadszedł wrzesień i winne krzewy oplatają dłu­gie, cienkie i giętkie pędy latorośli, uginające się pod ciężarem dojrzałych gron, gotowych już do zbioru. Popatrzcie na te latorośle. Czerpały soki z pnia winnego krzewu i tylko dlatego mogły wydać słodkie i dojrzałe owoce, które napełniają radością oczy i serca ludzi [por. Ps 104,15]], choć jeszcze kilka miesięcy temu stanowiły tylko wątłe pędy. Na ziemi leżą na wpół przysypane, może oderwane łodyżki. Również i one były latoroślami, ale teraz uschły i zmarniały. Są najwymowniejszym symbolem bezpłodności. Ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić [J 15,5].

Ukryty skarb

Weźmy przypowieść o ukrytym skarbie. Wy­obraźcie sobie radość szczęśliwca, który go znaj­duje. Skończył się dla niego okres wyrzeczeń i kłopotów. Sprzedaje wszystko, co posiada, i ku­puje pole, na którym ukryty jest skarb. Jego serce jest tam, gdzie kryje się jego bogactwo [por. Mt 6,21]. Naszym skarbem jest Chrystus. Ani przez chwilę nie po­winniśmy się wahać przed odrzuceniem precz wszystkiego, co nam przeszkadza w podążaniu za Nim. A nasza łódź, wolna od zbędnego balastu, popłynie wprost do bezpiecznego portu Miłości Bożej.

Na zakończenie

Powtarzam raz jeszcze: modlić można się na tysiące sposobów. Żeby zwracać się do Ojca, dzie­ci Boże nie potrzebują nienaturalnych, pedan­tycznych metod. Miłość jest odkrywcza, przed­siębiorcza. Jeżeli kochamy, potrafimy odkryć wła­sne, osobiste drogi prowadzące do ciągłego dialo­gu z Panem.

Niech Bóg sprawi, by to wszystko, co dzisiaj rozważaliśmy, nie przeleciało ponad naszą duszą jak letnia burza, podczas której spada zaledwie kilka kropel, a po nich znowu nastaje spiekota i susza. Ten Boży deszcz powinien przeniknąć do korzeni i przynieść owoc cnót. Wtedy – pośród dni wypełnionych pracą i modlitwą – nasze lata przebiegać będą w obecności Ojca. Jeżeli słabnie­my, uciekajmy się z miłością do Najświętszej Ma­ryi Panny, Mistrzyni modlitwy. Wzywajmy także św. Józefa, Ojca i Pana naszego, którego tak bar­dzo czcimy, który na tym świecie w sposób naj­bardziej zażyły rozmawiał z Matką Bożą i – po Maryi – najbliższy był Jej Boskiemu Synowi. Oni przedstawią Jezusowi naszą słabość, aby zamienił ją w moc.

Św. Josemaria Escriva

__________
Źródło: Św. Josemaria Escriva, Przyjaciele Boga, Księgarnia św. Jacka, Katowice, s. 396-413.
Całość homilii można przeczytać tutaj